Co prawda nie jest to czas na tę akurat potrawę, ale w ramach luzów czasowych i porządkowania archiwum natknąłem się na odpowiednie zdjęcia...
W porze "suchej" miliony małych , białych ślimaczków włazi na suche trawy, słupy, mury i wszystko inne gdzie tylko można wleźć i zasklepia się w skorupce w oczekiwaniu na odrobinę wilgoci...
Ciągle powtarzam , że Włosi jedzą wszystko co w rowie znajdą, a ślimaki są na to jaskrawym dowodem...;))
Nazbierane ślimaki płuczemy i wrzucamy do gara z wodą podgrzewając do momentu wyjścia z muszelek, a potem raptownie zwiększając temperaturę...
dodajemy oregano,pieprz, sól, peperoncino i odrobinę oliwy z oliwek i gotujemy około 30 minut. Ja zasadniczo dodaję jeszcze pomidory, ale tubylcy przyrządzają je częściej w wersji "białej".
Dość istotna jest w przypadku tego dania właściwa technika jedzenia... ja osobiście nauczyłem się jeść , a właściwie wysysać te ślimaki dopiero po 2 latach... Pierwszy raz , kiedy zasiadłem do stołu z moim włoskim przyjacielem, ja zjadłem może 5 sztuk, a on prawie całą michę... uratowała mnie dopiero jego żona przynosząc wykałaczki...:DDD
Teraz radzę sobie świetnie również bez nich nagryzając w odpowiedni sposób muszelki...
Takich ladowych jeszcze nie jadlam. Tylko te z morza. Lazilismy kiedys po skalach z mezem w Chorwacji i zbieralismy, czym wzbudzalismy powszechne zainteresowanie :-)
OdpowiedzUsuńspróbuj... tyle tylko, że te powyżej opisane raczej jako przekąska niż właściwe danie mogą służyć...:)
OdpowiedzUsuńW Portugalii się takimi zajadałam... ;-)
OdpowiedzUsuńAlfazeta
a jak były przyrządzane...???
OdpowiedzUsuńi jak Ci szło wysysanie..???;)