muszę sobie maszynkę do mięsa kupić...
znaczy taki wniosek i głęboka myśl mi do głowy napłynęła...
jakoś tak od dłuższego czasu mam ochotę na pasztet...no bo jakoś tak w
tym kraju nie spotkałem...i w sumie bym nawet i owszem..ale przecież
maszynki do mięsa nie mam...;>
i jakoś tak mi w oko wpadł przepis na pasztet z fasoli...jako, że noc
bezsenna to sobie pomyślałem, że fasolę to ja przecież doprowadzę do
odpowiedniej konsystencji nawet bez maszynki do mięsa...;)
znaczy ugotowałem fasolę,cebulę udusiłem z jabłkiem wymiąchałem to
wszystko razem...solidna dawka majeranku, pieprz, sól, gałka, czosnek, jajko i bułka tarta..
180 C 40 minut...
i o ile zawsze byłem przeciwnikiem wszelkich podróbek roślinnych wyrobów mięsnych muszę przyznać, że dobre..:)
ale maszynkę i tak muszę kupić...:D
Puglia...królestwo wina i oliwy...kuchnia włoska w pełnym tego słowa znaczeniu... Kilka słów na temat regionu, kuchni...bazy turystycznej... kilka porad gdzie warto zajrzeć, i które miejsca omijać szerokim łukiem...:)
sobota, 30 marca 2013
czwartek, 28 marca 2013
zapiekanka ziemniaczana z anchois...;)
jako, że stałem się posiadaczem puszki anchois wymyśliłem sobie , że coś zjem...z nimi znaczy...
i tak mi się ubzdurało, że kiedyś na fb widziałem jakąś cudowną potrawę w tym temacie...
tylko zapomniałem kto, co i kiedy..nie mówiąc już o tym jak się ta zemsta wikinga nazywała...
po konsultacjach z wujkiem Google.trafiłem na ten właśnie przepis na ..i tutaj już zapomniałem..wiem..superstarsi.. znaczy Ci bez sklerozy...
ale mi coś nie bardzo pasował stopień trudności, więc dalej pytałem, a potem to sobie wlałem szklaneczkę i zrobiłem po swojemu...
znaczy, jako, że dziś dzień gruntownej samooceny mam i... o ile do południa doszedłem do wniosku, że jestem zdolny...to teraz jestem już genialny...:DDDDDDD
ziemniaki w plasterki 2-3 mm..cebulę na 1 mm..
se pociąłem tak..
dno obryzgałem oliwą..
wyłożyłem tymi plasterkami ziemniaków..
na to posiekane kapary z soli..posiekane anchois z soli..;P
znaczy wypłukane z tej soli najpierw oczywiście..
pieprz biały, pecorino
gałki ociupinę
majeranku ździebko...
i rozmarynu się rozwijaj mi znaczy sypnąłem..;)
i cebulka..delikatnie..
i ziemniaki znowu..itd..itp..
ostatnie mają być ziemniaki...
i uwaga, bo teraz nastąpi zwrot akcji..
wymiąchujemy mleko ze śmietaną..znaczy tak mi mniej więcej 2:1 i zalewamy tą całą ziemniaczaną przekładankę..
i do pieca..200 C było i 45-50 minut..znaczy zalać trzeba tak do poziomu górnej warstwy..i na wierzch bułka tarta...całość równo zasypać..taki ładny kożuszek się robi..
i tak mi się ubzdurało, że kiedyś na fb widziałem jakąś cudowną potrawę w tym temacie...
tylko zapomniałem kto, co i kiedy..nie mówiąc już o tym jak się ta zemsta wikinga nazywała...
po konsultacjach z wujkiem Google.trafiłem na ten właśnie przepis na ..i tutaj już zapomniałem..wiem..superstarsi.. znaczy Ci bez sklerozy...
ale mi coś nie bardzo pasował stopień trudności, więc dalej pytałem, a potem to sobie wlałem szklaneczkę i zrobiłem po swojemu...
znaczy, jako, że dziś dzień gruntownej samooceny mam i... o ile do południa doszedłem do wniosku, że jestem zdolny...to teraz jestem już genialny...:DDDDDDD
ziemniaki w plasterki 2-3 mm..cebulę na 1 mm..
se pociąłem tak..
dno obryzgałem oliwą..
wyłożyłem tymi plasterkami ziemniaków..
na to posiekane kapary z soli..posiekane anchois z soli..;P
znaczy wypłukane z tej soli najpierw oczywiście..
pieprz biały, pecorino
gałki ociupinę
majeranku ździebko...
i rozmarynu się rozwijaj mi znaczy sypnąłem..;)
i cebulka..delikatnie..
i ziemniaki znowu..itd..itp..
ostatnie mają być ziemniaki...
i uwaga, bo teraz nastąpi zwrot akcji..
wymiąchujemy mleko ze śmietaną..znaczy tak mi mniej więcej 2:1 i zalewamy tą całą ziemniaczaną przekładankę..
i do pieca..200 C było i 45-50 minut..znaczy zalać trzeba tak do poziomu górnej warstwy..i na wierzch bułka tarta...całość równo zasypać..taki ładny kożuszek się robi..
środa, 27 marca 2013
karczochy al anchois...;)
znaczy karczochy oczyściłem..do wody z octem..
odcedziłem i do gara z oliwą i odrobiną wody...
ząbek czosnku, natka,kapary z soli, sól, pieprz
i 15 minut pod przykryciem..
karczochy won...
a w to miejsce wyfiletowane i posiekane drobno anchois..
jak się rozpuściły znowu na kilka minut karczochy...
warto spróbować..:)
niedziela, 24 marca 2013
ananas z grilla w pikantnej czekoladzie...;)
nie będę udawał, że sam to sobie wymyśliłem...;)
naprowadził mnie na właściwy tok rozumowania kolega...
http://www.przepisy.com/19420-ananas-z-grila-na-ostro-z-cieplym-sosem-czekoladowym.php
ale jako, że nie posiadałem na stanie czekolady poszedłem swoją drogą..:D
na łyżce oliwy podsmażyłem peperoncino i wywaliłem, a w to miejsce wrzuciłem mieszankę kakao (50g) z cukrem (3 łyżki) łyzką gęstej śmietany i kapką mleka..
doprowadziłem do zagotowania ciągle mieszając..chwilkę pogotowałem i gotowe..
ananasa zgrillowałem i przyznaję, że efekt..dzięki Bartkowi jest rzeczywiście super...:)
naprowadził mnie na właściwy tok rozumowania kolega...
http://www.przepisy.com/19420-ananas-z-grila-na-ostro-z-cieplym-sosem-czekoladowym.php
ale jako, że nie posiadałem na stanie czekolady poszedłem swoją drogą..:D
na łyżce oliwy podsmażyłem peperoncino i wywaliłem, a w to miejsce wrzuciłem mieszankę kakao (50g) z cukrem (3 łyżki) łyzką gęstej śmietany i kapką mleka..
doprowadziłem do zagotowania ciągle mieszając..chwilkę pogotowałem i gotowe..
ananasa zgrillowałem i przyznaję, że efekt..dzięki Bartkowi jest rzeczywiście super...:)
cozze al gratin 2 ;)
wiele razy
już robiłem cozze alla gratin, ale po raz pierwszy w ten sposób.
Zazwyczaj używałem małży surowych i otwierałem je ręcznie. Nie miałem
przekonania, jak się okazuje niesłusznie, do efektu uzyskanego przy
otwieraniu cozzy w garze.
Tym razem jednak w przypływie natchnienia, po dokładnym oczyszczeniu i umyciu, wrzuciłem mięczaki do gara,dodałem dwa ząbki czosnku i podlałem bianco...
Jako, że były świeże wszystkie się ładnie otworzyły. Cozze przełożyłem do naczynia, pozbawiając je niepotrzebnej części muszli, natomiast uzyskany "sos" przefiltrowałem, dodałem posiekany czosnek i natkę pietruszki, bułkę tartą i pecorino i chlust oliwy... wymiąchałem dodając sporo pieprzu i tak uzyskaną masę wyłożyłem na cozze..
Tym razem jednak w przypływie natchnienia, po dokładnym oczyszczeniu i umyciu, wrzuciłem mięczaki do gara,dodałem dwa ząbki czosnku i podlałem bianco...
Jako, że były świeże wszystkie się ładnie otworzyły. Cozze przełożyłem do naczynia, pozbawiając je niepotrzebnej części muszli, natomiast uzyskany "sos" przefiltrowałem, dodałem posiekany czosnek i natkę pietruszki, bułkę tartą i pecorino i chlust oliwy... wymiąchałem dodając sporo pieprzu i tak uzyskaną masę wyłożyłem na cozze..
jadłem kilka razy w restauracji podobnie przyrządzone , ale niespecjalnie mi smakowały... mam wrażenie, że pożałowali tam pecorino i pieprzu...
naprawdę warto spróbować..:)
ananas z grilla..;)
rzeczy proste są genialne w swej prostocie...:)
w sumie całkowicie przypadkowo, drogą kupna, stałem się posiadaczem ananasa...
zastanawiałem się co z tym fantem..ananasem znaczy zrobić i jako, że czasu wiele nie miałem wybrałem jedno z najmniej czasochłonnych i pracochłonnych rozwiązań..
ananasa obrałem, pokroiłem w plastry i rzuciłem na rozgrzana patelnię grillową...
po kilka minut z każdej strony..na talerz..posypałem z lekka cukrem trzcinowym, posmarowałem miodem i posypałem cynamonem...
i warto było...:DDDD
w sumie całkowicie przypadkowo, drogą kupna, stałem się posiadaczem ananasa...
zastanawiałem się co z tym fantem..ananasem znaczy zrobić i jako, że czasu wiele nie miałem wybrałem jedno z najmniej czasochłonnych i pracochłonnych rozwiązań..
ananasa obrałem, pokroiłem w plastry i rzuciłem na rozgrzana patelnię grillową...
po kilka minut z każdej strony..na talerz..posypałem z lekka cukrem trzcinowym, posmarowałem miodem i posypałem cynamonem...
i warto było...:DDDD
opowieść o chlebie...
nie ma chyba nic przyjemniejszego niż zapach pieczonego chleba roznoszący się po domu...
w sumie jednak jest...kromka tego, jeszcze ciepłego chleba z masłem...:)
w sumie jednak jest...kromka tego, jeszcze ciepłego chleba z masłem...:)
w sumie pomimo tego, że każdy jest smaczny, każdy jest jednak nieco inny...
jako, że wczoraj byłem z wizytą w młynie...zakwasu mi się zachciało na żurek, ale dla tubylców mąka żytnia to synonim UFO... znaczy wiedzą, że istnieje, ale nikt nie widział...:D
w każdym razie przytargałem z młyna nieoczyszczoną mąkę...
rozpuściłem około 12 g drożdży w ciepłej wodzie...tak około szklanki dosypałem tej brudnej mąki ...zamiąchałem i zostawiłem pod przykryciem około 2 godzin...;)
następnie dodałem mąki do uzyskania konsystencji ciasta i wymiąchałem solidnie...
w ciepłej wodzie rozpuściłem około łyżki soli wlałem do naczynia z ciastem, dodałem tym razem białej mąki i wszystko razem wymiąchałem, formując kulę... znaczy prawie kulę...:D
zostawiłem na jakieś 4-5 godzin do wyrośnięcia,
wywaliłem na stolnicę i wygniotłem solidnie...
wrzuciłem do foremki..następne 4-5 godzin..czasami zostawiam w foremce na noc i piekę rano...
wrzuciłem do foremki..następne 4-5 godzin..czasami zostawiam w foremce na noc i piekę rano...
sobota, 23 marca 2013
spaghetti z vongolami i karczochami...;)
w sumie miałem sobie na obiad zrobić kluski śląskie, ale niezbadane są głębie umysłu ludzkiego...
znaczy...
właśnie sobie przypomniałem, że nie kupiłem ziemniaków...
znaczy poszedłem żeby kupić te ziemniaki i mąkę żytnią...zakwas na żurek sobie chciałem..
ale tubylcy nie znają takiego zboża jak żyto..najpierw rękami, nogami, rysunkami i wszelkimi innymi możliwymi tłumaczyłem w sklepie...
jak doprowadziłem je...znaczy ekspedientki i obecne klientki do płaczu prawie , poradziły mi udać się do młyna.. polazłem na drugi koniec miasta po drodze zahaczając o inne sklepy z pieczywem i spożywcze...skutek ten sam...jedyny pożytek z wizyty w młynie to to, że kupiłem sobie kilogram "brudnej" mąki pszennej..;)
ale..znaczy abstrahując już od mojego żurku i klusek, chciałem Wam pokazać potrawę rodem z Sycylii, którą też należy spożywać w towarzystwie...;)
karczochy obrać, pokroić i do gara..natka pietruszki do gara, ząbek czosnku, sól, pieprz i niewielka ilość wody...
gotowałem pod przykryciem około 10 minut..
vongole opłukałem dokładnie i rzuciłem na patelnię z oliwą zesmaczoną ząbkiem czosnku..kazali rzucić w momencie, kiedy czosnek zacznie zmieniać barwę...
potem srujnąłem bianco, bo wiadomo, że po alkoholu wszyscy tacy bardziej otwarci są, więc mięczaki też...;)
a jak się już otworzyły zupełnie wrzuciłem karczochy razem z sosem, conby im smutno nie było, bo wiadomo, że jak człowiek wypije to i towarzystwa mu trza...;)
wyregulowałem sól i pieprz i..
znaczy...
właśnie sobie przypomniałem, że nie kupiłem ziemniaków...
znaczy poszedłem żeby kupić te ziemniaki i mąkę żytnią...zakwas na żurek sobie chciałem..
ale tubylcy nie znają takiego zboża jak żyto..najpierw rękami, nogami, rysunkami i wszelkimi innymi możliwymi tłumaczyłem w sklepie...
jak doprowadziłem je...znaczy ekspedientki i obecne klientki do płaczu prawie , poradziły mi udać się do młyna.. polazłem na drugi koniec miasta po drodze zahaczając o inne sklepy z pieczywem i spożywcze...skutek ten sam...jedyny pożytek z wizyty w młynie to to, że kupiłem sobie kilogram "brudnej" mąki pszennej..;)
ale..znaczy abstrahując już od mojego żurku i klusek, chciałem Wam pokazać potrawę rodem z Sycylii, którą też należy spożywać w towarzystwie...;)
karczochy obrać, pokroić i do gara..natka pietruszki do gara, ząbek czosnku, sól, pieprz i niewielka ilość wody...
gotowałem pod przykryciem około 10 minut..
vongole opłukałem dokładnie i rzuciłem na patelnię z oliwą zesmaczoną ząbkiem czosnku..kazali rzucić w momencie, kiedy czosnek zacznie zmieniać barwę...
potem srujnąłem bianco, bo wiadomo, że po alkoholu wszyscy tacy bardziej otwarci są, więc mięczaki też...;)
a jak się już otworzyły zupełnie wrzuciłem karczochy razem z sosem, conby im smutno nie było, bo wiadomo, że jak człowiek wypije to i towarzystwa mu trza...;)
wyregulowałem sól i pieprz i..
trufle morskie..;)
są potrawy, które naturą swoją wymagają spożywania ich w towarzystwie...
jedną z nich są (tłumaczenie z włoskiego) trufle morskie zwane też orzechami morskimi, bądź królewskimi...
zimne prosecco i odrobinka pecorino z chlebem...:)
jedną z nich są (tłumaczenie z włoskiego) trufle morskie zwane też orzechami morskimi, bądź królewskimi...
zimne prosecco i odrobinka pecorino z chlebem...:)
piątek, 22 marca 2013
filet z dorsza z karczochami..;)
najgorzej jak to jak człowieka chcica najdzie...;)
znaczy zachciało mi się ryby... tak naprawdę to w takiej chrupiącej panierce..z chrupiącymi frytkami i szklaneczką zimnego bianco... takie marzenie uporczywe znaczy od rana miałem...
ale czasu nie mam, za to mam jeszcze 20 karczochów, które zadobyłem niejako z przymusu i muszę jakoś spożytkować...
znaczy zaudałem się po poradę do Wujka Google... no i mi nagadał...
znaczy nakazał natkę pietruszki, miętę, sól, pieprz, czosnek, filet z dorsza i karczochy...
kurna..i nawet nie wspomniał dziad jeden o bianco...;>
do bani z taką poradą,ale pomyślałem sobie, że doustnie zażyję to się wyrówna...;)
polazłem na dach, pietruszka i owszem, ale mięta dopiero w fazie młodocianej bardzo...:(
polazłem do mojego warzywniaka..
-dawaj miętę i pietruszkę..;>
-pietruszkę i owszem, ale miętę to dla barów mam zamówioną, bo do mojito używają
- a ja mojito nie używam i mnie tu natychmiast..
znaczy odłączył pęczek..teraz będę musiał miętówkę nastawić..:D
fileta też zaposiadłem..
popełniłem z rozpędu błąd, bo zamiast pokroić karczochy w ćwiartki poszedłem dalej..znaczy nóż niedawno ostrzyłem i tak mi się jakoś fajnie kroiło...:DDD
błąd dlatego, że nie zachowują formy odpowiedniej..:)
poczyściłem te karczochy, i wrzuciłem do wody z sokiem z cytryny..
posiekałem miętę, pietruszkę i czosnek i jak mądry wujek nakazał do gara...
posoliłem, popieprzyłem...
i tu moim zdaniem Wujkowi się pop...ło , bo nakazał szklankę oliwy i dwie szklanki zimnej wody do tego wlać, przykryć i gotować przez 15 minut pod przykryciem...;)
znaczy wszystko ok, ale albo mam za szczelne pokrywki, albo trzeba mniej cieczy...:)
wrzuciłem tego dorsza i następne 15 minut pod przykryciem...
a potem już na większym ogniu bez, żeby zredukować sos...znaczy mówiłem za dużo oliwy i wody...
smakowo super... znaczy mniej więcej wiedział Wujek co gada...:D
znaczy zachciało mi się ryby... tak naprawdę to w takiej chrupiącej panierce..z chrupiącymi frytkami i szklaneczką zimnego bianco... takie marzenie uporczywe znaczy od rana miałem...
ale czasu nie mam, za to mam jeszcze 20 karczochów, które zadobyłem niejako z przymusu i muszę jakoś spożytkować...
znaczy zaudałem się po poradę do Wujka Google... no i mi nagadał...
znaczy nakazał natkę pietruszki, miętę, sól, pieprz, czosnek, filet z dorsza i karczochy...
kurna..i nawet nie wspomniał dziad jeden o bianco...;>
do bani z taką poradą,ale pomyślałem sobie, że doustnie zażyję to się wyrówna...;)
polazłem na dach, pietruszka i owszem, ale mięta dopiero w fazie młodocianej bardzo...:(
polazłem do mojego warzywniaka..
-dawaj miętę i pietruszkę..;>
-pietruszkę i owszem, ale miętę to dla barów mam zamówioną, bo do mojito używają
- a ja mojito nie używam i mnie tu natychmiast..
znaczy odłączył pęczek..teraz będę musiał miętówkę nastawić..:D
fileta też zaposiadłem..
popełniłem z rozpędu błąd, bo zamiast pokroić karczochy w ćwiartki poszedłem dalej..znaczy nóż niedawno ostrzyłem i tak mi się jakoś fajnie kroiło...:DDD
błąd dlatego, że nie zachowują formy odpowiedniej..:)
poczyściłem te karczochy, i wrzuciłem do wody z sokiem z cytryny..
posiekałem miętę, pietruszkę i czosnek i jak mądry wujek nakazał do gara...
posoliłem, popieprzyłem...
i tu moim zdaniem Wujkowi się pop...ło , bo nakazał szklankę oliwy i dwie szklanki zimnej wody do tego wlać, przykryć i gotować przez 15 minut pod przykryciem...;)
znaczy wszystko ok, ale albo mam za szczelne pokrywki, albo trzeba mniej cieczy...:)
wrzuciłem tego dorsza i następne 15 minut pod przykryciem...
a potem już na większym ogniu bez, żeby zredukować sos...znaczy mówiłem za dużo oliwy i wody...
smakowo super... znaczy mniej więcej wiedział Wujek co gada...:D
karczochy al forno niby..;)
w sumie miałem sobie coś z ogonków wymodzić, ale okazały się zbyt twarde...:(
znaczy karczochy obrałem i wrzuciłem najpierw do wody z cytryną, żeby odciągnąć goryczkę, a potem obsuszone nieco do naczynia, wrzuciłem posiekany czosnek, sypnąłem solą, pieprzem i natką pietruszki..wrzuciłem nawet peperoncino i sypnąłem pecorino..
strużka oliwy i sru bianco..
i do pieca na 30 minut i 180C przykryte folią aluminiową...
a do tego chleb obtaczany w jajku smażony na oliwie...
znaczy karczochy obrałem i wrzuciłem najpierw do wody z cytryną, żeby odciągnąć goryczkę, a potem obsuszone nieco do naczynia, wrzuciłem posiekany czosnek, sypnąłem solą, pieprzem i natką pietruszki..wrzuciłem nawet peperoncino i sypnąłem pecorino..
strużka oliwy i sru bianco..
i do pieca na 30 minut i 180C przykryte folią aluminiową...
a do tego chleb obtaczany w jajku smażony na oliwie...
niedziela, 17 marca 2013
takie sobie prymitywne rozważania...;)
w całym swoim prymitywizmie..( od primitivo...taki szczep znaczy...
winny bardzo...niektórzy znają... szczególnie jak jest di Manduria)
zapomniałem głąb jeden zakupić wczoraj butlę z gazem...
niestety w tej cywilizacji posługuję się butlowym w postaci kuchenki i piecyka...
znaczy piecyk mi stanął...tylko...znaczy za zimno jest...
to teraz tak w skrócie...
przełożyłem tę butlę z kuchenki do piecyka.. z myślą, że sobie w końcu ją rozbiorę i wyczyszczę..znaczy wykonałem nawet..:(
ale odnośnie jedzenia miałem...
znaczy wrzuciłem makaron do naczynia, kilka filecików (małe- dopisek dla dbałych o czystość j.polskiego i eliminację zdrobnień) anchois, kilka kaparów i oliwek ( te w sumie duże były, ale nikt nie pomyślał nad wynalezieniem odpowiedniego określenia), natka pietruszki, oregano, pieprz, kilka pomidorków rozłożonych na części, strużka oliwy, odrobina wody i garstka pecorino... (garstka to takie samo cóś jak garść tylko mniejsze, bo garść to mam ja...;P )
przykryłem to ono (naczynie znaczy ) folią aluminiową i do piekarnika na 20 minut w 180 C
no i garstka pecorino na talerzu.;)
przygotowanie tego dania zajęło mi mniej niż czas, który poświęciłem na pisanie tego posta...było smaczne i z czystym sumieniem mogę polecić...:)
a post ten dedykuję wszystkim, którzy z uporem maniaka twierdzą, że ktoś robi cuda, a ja nie mogę bo:
-nie umiem
-nie mam garów
-nie mam gazu
-nie mam czasu
-nie umiem robić zdjęć
ja też nie..i mam to gdzieś, bo coś jeść trzeba..;)
niestety w tej cywilizacji posługuję się butlowym w postaci kuchenki i piecyka...
znaczy piecyk mi stanął...tylko...znaczy za zimno jest...
to teraz tak w skrócie...
przełożyłem tę butlę z kuchenki do piecyka.. z myślą, że sobie w końcu ją rozbiorę i wyczyszczę..znaczy wykonałem nawet..:(
ale odnośnie jedzenia miałem...
znaczy wrzuciłem makaron do naczynia, kilka filecików (małe- dopisek dla dbałych o czystość j.polskiego i eliminację zdrobnień) anchois, kilka kaparów i oliwek ( te w sumie duże były, ale nikt nie pomyślał nad wynalezieniem odpowiedniego określenia), natka pietruszki, oregano, pieprz, kilka pomidorków rozłożonych na części, strużka oliwy, odrobina wody i garstka pecorino... (garstka to takie samo cóś jak garść tylko mniejsze, bo garść to mam ja...;P )
przykryłem to ono (naczynie znaczy ) folią aluminiową i do piekarnika na 20 minut w 180 C
no i garstka pecorino na talerzu.;)
przygotowanie tego dania zajęło mi mniej niż czas, który poświęciłem na pisanie tego posta...było smaczne i z czystym sumieniem mogę polecić...:)
a post ten dedykuję wszystkim, którzy z uporem maniaka twierdzą, że ktoś robi cuda, a ja nie mogę bo:
-nie umiem
-nie mam garów
-nie mam gazu
-nie mam czasu
-nie umiem robić zdjęć
ja też nie..i mam to gdzieś, bo coś jeść trzeba..;)
czwartek, 14 marca 2013
miało być jak Marcin powiedział..wyszło al cartoccio..;)
w sumie to miałem się powstrzymać, ale ..
popełniłem inwestycję, bo miałem spróbować tak jak Marcin...
dokonałem zabiegu ginekologicznego..
napchałem posiekanego czosnku i natki pietruszki, posoliłem, popieprzyłem i skropiłem oliwą, a nawet jako bonusa wsadziłem do środka nieco gorgonzoli... taka dobra , śmierdząca.była..;)
no i właśnie ..
bo Marcin powiedział, że on to tak ładnie w papierek i sznureczkiem...papierek to i owszem mam, ale sznureczka nie, a przecież ostatnich sznurówek nie poświęcę...;)
w sumie mógłbym taśmy klejącej użyć, bo mam, ale sobie wymyśliłem, że i tak się stopi w tych 180 C...
znaczy jak ten świstak w sreberka pozawijałem...
i nawet łodyżki...też sobie pozawijałem...
a potem..znaczy po tych 30 minutach to tylko sobie odwinąłem...
i posypałem pecorino...:D
w sumie dobre, a nawet bardzo..jako, że karczochy regenerują wątrobę pozwoliłem sobie na dodatkowe x szklaneczek , jako, że wzmagają apetyt to zaraz zjem coś jeszcze, a jako, że odmładzają i wspomagają to sobie sami wymyślcie...;)
w każdym razie następnym razem pecorino wcisnę przed pieczeniem i skropię nieco bianco..:)
popełniłem inwestycję, bo miałem spróbować tak jak Marcin...
dokonałem zabiegu ginekologicznego..
napchałem posiekanego czosnku i natki pietruszki, posoliłem, popieprzyłem i skropiłem oliwą, a nawet jako bonusa wsadziłem do środka nieco gorgonzoli... taka dobra , śmierdząca.była..;)
no i właśnie ..
bo Marcin powiedział, że on to tak ładnie w papierek i sznureczkiem...papierek to i owszem mam, ale sznureczka nie, a przecież ostatnich sznurówek nie poświęcę...;)
w sumie mógłbym taśmy klejącej użyć, bo mam, ale sobie wymyśliłem, że i tak się stopi w tych 180 C...
znaczy jak ten świstak w sreberka pozawijałem...
i nawet łodyżki...też sobie pozawijałem...
a potem..znaczy po tych 30 minutach to tylko sobie odwinąłem...
i posypałem pecorino...:D
w sumie dobre, a nawet bardzo..jako, że karczochy regenerują wątrobę pozwoliłem sobie na dodatkowe x szklaneczek , jako, że wzmagają apetyt to zaraz zjem coś jeszcze, a jako, że odmładzają i wspomagają to sobie sami wymyślcie...;)
w każdym razie następnym razem pecorino wcisnę przed pieczeniem i skropię nieco bianco..:)
czwartek, 7 marca 2013
dzień kobiet niby, ale już mi powiedzieli..;)
sobie rano chleb upiekłem po całonocnym rośnięciu...
i tak sobie pomyślałem, że przecież dzisiaj dzień kobiet... ale przecież kwiatków kupował nie będę, bo to przeżytek...zresztą się do jedzenia nie nadają...;)
znaczy zakupiłem doradę...
pusta była więc napakowałem do środka czosnku, szałwii,kilka kaparów, majeranku, popieprzyłem, posoliłem skropiłem oliwą , wrzuciłem kilka oliwek, żeby jej smutno nie było i do wora...
zapomniałem..jeszcze cytryny dwa kawałki udało mi się wepchnąć..znaczy jakaś mało pojemna była...;>
i taką fajną cykorię zobaczyłem na straganie..;>
znaczy cicoria cimata po tubylczemu...
i też pusta w środku...:(
znaczy napchałem do niej natki pietruszki, pooliwiłem, walnąłem anchois i czosnku, bo czosnek musi być... popieprzyłem, posoliłem, srujnąłem bianco i zawinąłem jak ten świstak...;)
i do piekarnika na 20 minut i 180 C ...
cacioricottą ją jeszcze potraktowałem...tak mnie jakoś naszło..cykorię znaczy..;)
się wytworzył taki cudny sosik..
znaczy zeżarłem....
i tak sobie pomyślałem, że przecież dzisiaj dzień kobiet... ale przecież kwiatków kupował nie będę, bo to przeżytek...zresztą się do jedzenia nie nadają...;)
znaczy zakupiłem doradę...
pusta była więc napakowałem do środka czosnku, szałwii,kilka kaparów, majeranku, popieprzyłem, posoliłem skropiłem oliwą , wrzuciłem kilka oliwek, żeby jej smutno nie było i do wora...
zapomniałem..jeszcze cytryny dwa kawałki udało mi się wepchnąć..znaczy jakaś mało pojemna była...;>
i taką fajną cykorię zobaczyłem na straganie..;>
znaczy cicoria cimata po tubylczemu...
i też pusta w środku...:(
znaczy napchałem do niej natki pietruszki, pooliwiłem, walnąłem anchois i czosnku, bo czosnek musi być... popieprzyłem, posoliłem, srujnąłem bianco i zawinąłem jak ten świstak...;)
i do piekarnika na 20 minut i 180 C ...
cacioricottą ją jeszcze potraktowałem...tak mnie jakoś naszło..cykorię znaczy..;)
się wytworzył taki cudny sosik..
znaczy zeżarłem....
Subskrybuj:
Posty (Atom)