niedziela, 24 marca 2013

opowieść o chlebie...

nie ma chyba nic przyjemniejszego niż zapach pieczonego chleba roznoszący się po domu...
w sumie jednak jest...kromka tego, jeszcze ciepłego chleba z masłem...:)

od kilku miesięcy bawię się piekąc minimum raz w tygodniu chleb... jako, że proces jest długotrwały nigdy nie zadałem sobie trudu, żeby obfotografować poszczególne etapy, czy też zapisać cokolwiek...
w sumie pomimo tego, że każdy jest smaczny, każdy jest jednak nieco inny...
jako, że wczoraj byłem z wizytą w młynie...zakwasu mi się zachciało na żurek, ale dla tubylców mąka żytnia to synonim UFO... znaczy wiedzą, że istnieje, ale nikt nie widział...:D
w każdym razie przytargałem z młyna nieoczyszczoną mąkę...
rozpuściłem około 12 g drożdży w ciepłej wodzie...tak około szklanki dosypałem tej brudnej mąki ...zamiąchałem i zostawiłem pod przykryciem około 2 godzin...;)

następnie dodałem mąki do uzyskania konsystencji ciasta i wymiąchałem solidnie...

w ciepłej wodzie rozpuściłem około łyżki soli wlałem do naczynia z ciastem, dodałem tym razem białej mąki i wszystko razem wymiąchałem, formując kulę... znaczy prawie kulę...:D

zostawiłem na jakieś 4-5 godzin do wyrośnięcia, 
wywaliłem na stolnicę i wygniotłem solidnie...
wrzuciłem do foremki..następne 4-5 godzin..czasami zostawiam w foremce na noc i piekę rano...

50 minut w 180 C

pomimo totalnego braku przywiązania do jakiegokolwiek przepisu nigdy jeszcze nie byłem niezadowolony z efektu...:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))