czwartek, 27 marca 2014

spaghetti, vongole , karczochy...;)

Obrazek

same afrodyzjaki... znaczy vongole i karczochy ze spaghetti...
a takie dobre mi wyszło, że przy trzeciej porcji pomyślałem sobie, że jednak mogłem sąsiadkę zaprosić, bo to grzech tak samemu jeść..;)
 Vongole otworzyłem przy udziale bianco i czosnku, jednocześnie w drugim rondelku poddusiłem karczochy. Nie lubię zbyt wysuszonych małży, a karczochy jednak potrzebują nieco więcej czasu..wymieszałem razem zostawiając chwilkę na ogniu , żeby smaki się przegryzły i dodając pomidory...
makaron, ostatnie poprószenie pieprzem już na talerzu i gotowe..;)

wtorek, 18 marca 2014

penne rigate z karczochami w sosie gorgonzolowym..;)

coby nie było, że tylko wyłudzam...;)
już od kilku dni za mną chodziły karczochy...nawet sobie najbardziej śmierdzącą gorgonzolę jaka znalazłem w okolicy zadobyłem, ale jakoś mocy wykonawczej mi zabrakło...
i w sumie gdyby nie fakt, że się drzwi w samochodzie kolegi zablokowały i wysiąść przy straganie z karczochami nie mogłem, pewnie do dziś bym nie zrobił, a tak on wyskoczył po pomarańcze i drze dzioba, czy chcę, bo są ładne..to chcę, ale łądne nie były bardzo..znaczy postawił mnie przed faktem dokonanym...
na zesmaczoną czosnkiem oliwę walnąłęm te karczochy i jak nie srujnę bianco...znaczy ręka mi drgnęła z tej radości i się mi trochę dość dało, ale nadmiar bianco jeszcze nikomu nie zaszkodził...;)
poddusiłem,gorgonzola, pieprz, sól i natka pietruszki ...
znaczy dobre było...;)

Obrazek

niedziela, 9 marca 2014

osiołkowi w żłoby dano...znaczy zrazy końskie zawijane...;)

podczas ostatniego pobytu w Polsce jadłem zrazy wołowe... notabene smaczne bardzo... ale bez klusek to jakiś taki niekompletny się czułem...:D
znaczy postanowiłem się skompletować...;)
Marzenie takie miałem ...znaczy też chodziły za mną zrazy z koniny... i postanowiłem zrealizować...
niby miałem te z koniny zrobić alla pugliese, czyli po tubylczemu , ale wtedy niedosyt znów czułbym..:(
znaczy postanowiłem przepisy połączyć... i zrobić po mojemu...:D
posiekałem cebulę , czosnek i natkę pietruszki i wymiąchałem z pecorino sardo... tubylcy zwykłe zalecają, ale to akurat było najbardziej śmierdzące i pikantne...;)
inni tubylcy z kolei wkładaja tylko kawałek caciocavallo, więc , żeby im przykro nie było też włożyłem...
i ogórka, żeby mnie przykro nie było...;)
posmarowałem koninę musztardą, posoliłem popieprzyłem i maznąłem tytułem bonusu ricottą forte... znaczy taką bronią chemiczna naturalnego..konkretnie owczego pochodzenia wynalezioną przez tubylców setki lat temu...:D
posypałem to wszystko wspomnianą mieszanką, zawinąłem i zawiązałem..
i do gara ...
co prawda tubylcy dodają do sosu passatę pomidorową, ale jakoś tak mi kompozycję psuła więc tylko z lekka zabieliłem śmietaną..;)
do tego oczywiście kluski... 40 sobie z rozpędu zrobiłem, ale niewielkie...;)
i gruszki z octu od niedoszłej teściowej... znaczy wyłudziłem... teraz jeszcze przepis muszę wyłudzić, bo dobre...:D
i tylko z jednego powodu jest mi przykro...
że te talerze do pizzy takie małe są..;>

Obrazek

Obrazek