zaszalałem..znaczy
chwilowo nie jest za gorąco, ale się zanosi na poważne zawirowania
atmosferyczne... znaczy grzmiało będzie , błyskało i pioruny będą
waliły...;>
ale..nie tak dawno skusiłem się na chleb maczany w winie... primitivo
oczywiście , bo czegóż innego można by się po mnie spodziewać...
tym bardziej, że w kolebce primitivo mieszkam... o charakterze nie wspomnę... z grzeczności...
w każdym razie wymyśliłem sobie coby zaryzykować i wypróbować na własnym
organizmie torchietti al primitivo, że niby zamiast wody wina z mąką
wymiąchali... mało tego to jeszcze "trafilata in bronzo", że niby taka
bardziej szlachetna od szlachcica ta pasta..;)
w każdym razie ugotowałem jak kazali w osolonej wodzie z dodatkiem ... hojnym dodatkiem... primitivo...
i w sumie to oni kazali tylko polać oliwą i poskrobać nieco sera na to,
ale tak sobie pomyślałem w moim primitivnym rozumku, że jak dodam te
kilka zielonych migdałów co je w rowie zerwałem w ramach łakomstwa i
miłości do dań sycylijskich i sypnę nieco pietruszki to przecież
wielkiego przestępstwa nie popełnię... znaczy sypnąłem, poskrobałem,
pomiąchałem..polałem sobie primitivo ... znaczy dla pocieszenia , jakby
niedobre wyszło...
jest takie określenie... w niektórych kręgach uważane za wulgarne wręcz...
ale ja nie poeta... znaczy pozostając w temacie primitivizmu to było zajebiste...;)