i mnie nie pytajcie co to znaczy, bo nie wiem...;D znaczy wiem tylko pisarei... wymyślili to w Emilia Romagna..:)
sobie wczoraj namoczyłem fasolę z myślą o poczciwej polskiej fasolówce na wędzonce...ale, że wczoraj wieczorem nawpychałem się w knajpie do granic możliwości to rano już mi się nic nie chciało...jakiś Meksyk przez głowę mi przemknął...
a potem mnie to licho podkusiło...;))
namoczyłem bułkę tartą gorącą wodą (można mlekiem)...
i wymieszałem z mąką... i szczyptą soli...
i zostawiłem na godzinę...
i żebyście sobie nie myśleli, że próżnowałem...;)
posiekałem drobniutko cebulę...
i rzuciłem ją na rozpuszczone masło z dodatkiem oliwy od baby...
potem jak się już zeszkliła wrzuciłem ładnie pokrojony boczek...ten z fasolówki...
(powinna być słonina lub nawet smalec, ale potem na mnie tu krzyczą...;PP)
a jak to wszystko już się nieco wytopiło to jeszcze posiekaną natkę pietruszki...(nie należy żałować)
a potem jeszcze dorzuciłem ugotowaną do połowy fasolę...
no i zacząłem się nieudolnie bawić w lepienie fasolek z ciasta...a potem w ich rozgniatanie wskazującym palcem...( to są właśnie te pisarei...koniecznie ma być ślad paznokcia...;pp)
ugotowałem ścierwa...
a do gara w połowie połowy gotowania wrzuciłem pokrojone pelati...pomidory znaczy...;))
a na sam koniec...prawie...popieprzyłem i dosoliłem (i to była moja inwencja, podobnie jak kolor fasoli...)
i wrzuciłem te pisarei do gara coby przeszły smakiem...
i w końcu mogłem zjeść...;))
moje cierpienia zostały wynagrodzone...warto było...:))
a teraz rosso...;))
Fajnie wyglądaję te pisarei...aczkolwiek nie wiem cholera dlaczego ale kojarzą mi się z sisianiem... ;D
OdpowiedzUsuńAlfazeta ;)
najwyraźniej masz bardzo luźne skojarzenia...;))
OdpowiedzUsuń