wtorek, 2 października 2012

wschód słońca...;)

dzisiaj miałem dzień w sumie od rana ..taki bardziej wk.. znaczy mało przyjemny...
najpierw to komary mnie podziabały..komarzyce znaczy..potem dwie muchy się na mnie uwzięły...
i w sumie to tak się czułem jakby mnie dziewczyna opuściła...znaczy gorzej nawet, bo w tym ostatnim to jakieś pozytywy znaleźć można...
miałem sobie pierś z kurczaka zgrillować..ale przypomniałem sobie, że mam jeszcze w lodówce makaron domowej roboty...
więc posiekałem ten kawałek cebuli...znaczy pałętał się po lodówce...rzuciłem na rozgrzaną oliwę...
i tak sobie pomyślałem, że bazylii mu wrzucę...znaczy polazłem na dach i ogołociłem w/w...
wrzuciłem tego kurczaka..piersia znaczy..trzy oliwki..też się pałętały...
srujnąłem bianco...
i jak to porzucony walnąłem tam pomidorów w kawałkach i pietruszkę...znaczy tę bazylię też..co się miała marnować...;)
popieprzyłem...posoliłem...
walnąłem do mojej ukochanej miseczki...
i tak sobie pomyślałem..wkroję sobie ze dwie papryczki przebrane za fasolkę szparagową...
posypałem cacioricottą i słońce zaczęło wschodzić....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

i zacząłem rozumieć dramat smoka wawelskiego...a nawet zionąć ogniem...:D
znaczy duuuuuuuuuużo bianco...Wisła taka brudna...;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))