Puglia...królestwo wina i oliwy...kuchnia włoska w pełnym tego słowa znaczeniu... Kilka słów na temat regionu, kuchni...bazy turystycznej... kilka porad gdzie warto zajrzeć, i które miejsca omijać szerokim łukiem...:)
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
Spaghetti alle sarde...;)
kilka dni temu zrobiłem spaghetti alle sarde w wersji uproszczonej...teraz prawie oryginał...
różnice są w sumie tylko dwie..nie używa się spaghetti w tym daniu tylko bucatini, ale nie lubię tego zboczonego makaronu i makaron powinno się gotować w wodzie po finocchi..ja dodałem nasion kopru włoskiego do sosu..;)
namoczyłem rodzynki..
na oliwę z oliwek rzuciłem pinoli i po chwilce drobno posiekaną cebulę i anchois...
można też dodać migdały prażone..to wpływy najeźdźców są...;P
podlałem winem, a jak już prawie odparowało wrzuciłem sardynki...;)
jak już mi się je udało nieco rozpaćkać dodałem kopru...i rodzynki..
a na zakończenie teraz już procesu duszenia..sól i pieprz...
można dorzucić krojonego pomidora, ale to już fantazja własna..;P
było tak dobre, że aż trzy porcje zjadłem..:))
niedziela, 21 sierpnia 2011
Spaghetti alle sarde w wersji spolszczonej i uproszczonej...;)
że niby z sardynkami...;P
zgniotłem czosnek, żeby sobie paluchów nie poobcinać i rzuciłem na mieszankę oliwy pikantnej z normalna...
potem wykazałem się empatią, bo sobie pomyślałem, że tym sardynkom tak smutno może jest, więc też im tej żołądkowej z miętą polałem...
dodałem pasaty i natki pietruszki, a na koniec wrzuciłem podsmazoną bułkę tartą..;)
pomimo znacznego uproszczenia i dostosowania przepisu oryginalnego ( w najbliższym czasie zamieszczę oryginał) do posiadanych w danym momencie produktów mogę z czystym sumieniem polecić... o ile w fazie produkcji miałem niejakie obawy co do walorów smakowych, to jednak zdecydowanie niesłuszne i z całą pewnością dopóki nie wyczerpie mi się zapas miętowej żołądkowej będę wracał do tej potrawy..:)
zgniotłem czosnek, żeby sobie paluchów nie poobcinać i rzuciłem na mieszankę oliwy pikantnej z normalna...
potem wykazałem się empatią, bo sobie pomyślałem, że tym sardynkom tak smutno może jest, więc też im tej żołądkowej z miętą polałem...
dodałem pasaty i natki pietruszki, a na koniec wrzuciłem podsmazoną bułkę tartą..;)
pomimo znacznego uproszczenia i dostosowania przepisu oryginalnego ( w najbliższym czasie zamieszczę oryginał) do posiadanych w danym momencie produktów mogę z czystym sumieniem polecić... o ile w fazie produkcji miałem niejakie obawy co do walorów smakowych, to jednak zdecydowanie niesłuszne i z całą pewnością dopóki nie wyczerpie mi się zapas miętowej żołądkowej będę wracał do tej potrawy..:)
Dorsz duszony w pomidorach...
miałem na wczoraj takie piękne plany obiadowe i guzik z pętelką... poszedłem w tym 40 stopniowym upale kupić sardynki... i w tym dziwnym kraju o godzinie 12.13 sklep rybny był zamknięty...a przecież do następnego w tym upale i tak głodny to ja bym nie doszedł..:(
zakupiłem więc 4 filety dorszowe mrożone co prawda , ale...
rozgniotłem na oliwie od baby ząbek czosnku i po chwili wyrzuciłem...
wrzuciłem na rozgrzaną oliwę rybę...bez uprzedniego rozmrażania...
podlałem winem i podsmażyłem ją kilka minut na dużym ogniu...dodałem pokrojone pomidory i dusiłem chwilkę pod przykryciem na małym ogniu dodając w końcowym etapie natkę pietruszki , sól i pieprz czarny...
i w ten smaczny sposób uniknąłem śmierci głodowej...;))
zjadłem oczywiście z ogórkiem kiszonym, których spory zapas dowieźli mi znajomi z Polski...:D
danie to mogę z czystym sumieniem polecić jako proste, szybkie i smaczne...:)
zakupiłem więc 4 filety dorszowe mrożone co prawda , ale...
rozgniotłem na oliwie od baby ząbek czosnku i po chwili wyrzuciłem...
wrzuciłem na rozgrzaną oliwę rybę...bez uprzedniego rozmrażania...
podlałem winem i podsmażyłem ją kilka minut na dużym ogniu...dodałem pokrojone pomidory i dusiłem chwilkę pod przykryciem na małym ogniu dodając w końcowym etapie natkę pietruszki , sól i pieprz czarny...
i w ten smaczny sposób uniknąłem śmierci głodowej...;))
zjadłem oczywiście z ogórkiem kiszonym, których spory zapas dowieźli mi znajomi z Polski...:D
danie to mogę z czystym sumieniem polecić jako proste, szybkie i smaczne...:)
sobota, 13 sierpnia 2011
ryba w warzywach..;)
miałem w planie na dzisiaj rybę po grecku...ale mi nie wyszła...:(
utarłem marchew
i tak mi się jakoś rozpędziło...
usmażyłem tego ryba ..
potem na tę samą oliwę wrzuciłem cebulę, czosnek, peperoncino i pieprz biały..
dekielek mi odpadł..od pieprzu znaczy się..;)
wlałem szklankę passaty i szklankę wody i gotowałem 10 minut..a potem wrzuciłem warzywa..
potem przykryłem tym wszystkim rybę..
pogotowałem trochę..
i już nie mam bianco..;((
to danie komponuje się bardzo dobrze z polentą..;)
utarłem marchew
i tak mi się jakoś rozpędziło...
usmażyłem tego ryba ..
potem na tę samą oliwę wrzuciłem cebulę, czosnek, peperoncino i pieprz biały..
dekielek mi odpadł..od pieprzu znaczy się..;)
wlałem szklankę passaty i szklankę wody i gotowałem 10 minut..a potem wrzuciłem warzywa..
potem przykryłem tym wszystkim rybę..
pogotowałem trochę..
i już nie mam bianco..;((
to danie komponuje się bardzo dobrze z polentą..;)
łosoś brzoskwiniowo-mandarynkowy... ;)
jakoś tak mnie na ryby wzięło ostatnio..widać organizmowi czegoś brak (bianco mi się kończy), więc wymyśliłem sobie rybkę z frytkami... i poszedłem zakupić...
duża była to sobie kazałem plasterek uciąć..

do tego kupiłem pietruszkę, no bo ryba bez pietruszki to jak...piwo bezalkoholowe jest...

pachnącą słońcem cytrynę..

i jakieś tam inne pachnące słońcem..np pomidory i brzoskwinie...;)
wymiąchałem oliwę z pietruszką i sokiem z cytryny, popieprzyłem biało, czarno i czerwono i utopiłem ryba...

i do lodówki...
pociąłem brzoskwinie...posłodziłem, dorzuciłem kaparów i do lodówki...

łososia obsmażyłem na oliwie z czosnkiem i podlałem winem,,,

wrzuciłem tę całą resztę i konfiturę mandarynkową...poddusiłem...

i zeżarłem oczywiście...:))


było słodkie, kwaśne, słone i pikantne..:))
rybę z frytkami jutro sobie zjem...;P
duża była to sobie kazałem plasterek uciąć..

do tego kupiłem pietruszkę, no bo ryba bez pietruszki to jak...piwo bezalkoholowe jest...

pachnącą słońcem cytrynę..

i jakieś tam inne pachnące słońcem..np pomidory i brzoskwinie...;)
wymiąchałem oliwę z pietruszką i sokiem z cytryny, popieprzyłem biało, czarno i czerwono i utopiłem ryba...

i do lodówki...
pociąłem brzoskwinie...posłodziłem, dorzuciłem kaparów i do lodówki...

łososia obsmażyłem na oliwie z czosnkiem i podlałem winem,,,

wrzuciłem tę całą resztę i konfiturę mandarynkową...poddusiłem...

i zeżarłem oczywiście...:))


było słodkie, kwaśne, słone i pikantne..:))
rybę z frytkami jutro sobie zjem...;P
czwartek, 11 sierpnia 2011
zuppa alla tarantina..;)
człowiek z łakomstwa jest zdolny do wielu poświęceń..;)
się tak ładnie uśmiechała i miała takie ładne oczy, że zakupiłem... przyniosłem do domu...
poczyściłem...
pokroiłem..
posiekałem...
podsmażyłem
podlałem...
popieprzyłem i posoliłem... i dodałem pomidorów...;)
przygotowałem miseczkę...
pożarłem i popiłem i jestem szczęśliwy...:))
się tak ładnie uśmiechała i miała takie ładne oczy, że zakupiłem... przyniosłem do domu...
poczyściłem...
pokroiłem..
posiekałem...
podsmażyłem
podlałem...
popieprzyłem i posoliłem... i dodałem pomidorów...;)
przygotowałem miseczkę...
pożarłem i popiłem i jestem szczęśliwy...:))
wtorek, 9 sierpnia 2011
cudowna patelnia...;))
w sumie to nie wiem jak zacząć...bo tak na prawdę nie wiem jak to się zaczęło...
sobie wyłudziłem...potem się zaprzyjaźniliśmy..i zaprosili mnie na grilla...;))
gwoździem programu były ...
grillowane skrawki końskiego mięsa od żeber... mięso obtoczone było w nasionach kopru włoskiego ...
nie wiem jak fachowo się to nazywa ani po włosku, ani po polsku...ale było dobre...;)
Napisałem dobre, ale skłamałem..było bardzo dobre..tak dobre, że po kilku dniach zacząłem tęsknić do tego smaku...
i w tym momencie właśnie zdałem sobie sprawę, że posiadam w domu cudowną patelnie, którą w założeniu nabyłem do pieczenia piadin, a wykorzystuję ją do smażenia jajek sadzonych, naleśników i mięs wszelakich..;)
Ponieważ nie udało mi się dostać nasion kopru na ruszt, a raczej patelnię pszedł kawałek koniny w całości... w sumie doprawiony jedynie solą , bo jak zdradził mi jeden doświadczony kucharz, każda przyprawa odbiera smak mięsu...;)
i zdecydowanie miał rację..może nie odbiera, ale zmienia... nie zawsze na korzyść..:))
z braku czasu, lenistwa i innych mniej lub bardziej ważnych wymówek nasion kopru nie posiadam do dziś, ale ...
przez moją patelnię przewinęło się wiele różnych rodzajów mięs... przetestowałem koninę, wołowinę i wieprzowinę... o różnych grubościach i wielkościach plastrów, za każdym razem stosując podobną marynatę... i każdorazowo doprowadzając mojego znajomego macelaio do rozpaczy każąc mu kroić plastry odpowiedniej grubości i mało tego jeszcze w paski... już mi nawet zadał pytanie, czy ma jeszcze upiec i zjeść..;))
pokrojone w paski mięso (najlepiej około 2 cm szerokości i 1 cm grubości) skrapiam oliwą z oliwek, octem balsamicznym i sosem sojowym...
posypuję mieszanką pieprzu czerwonego, białego i czarnego i mieszanką ziołową do pieczeni ( sól, rozmaryn, tymianek, szałwia)
ja osobiście nie żałuję pieprzu, natomiast pozostałe przyprawy dozuję z umiarem...oliwy daję w zależności od rodzaju mięsa..najwięcej do koniny i wołowiny..mniej do wieprzowiny... zawiera ona własny tłuszcz...
do tak przygotowanej mieszanki dodaję jeszcze łyżkę musztardy, mieszam i wstawiam do lodówki na godzinkę...i rzucam na rozgrzaną cudowną patelnię, starając się obracać w celu zamknięcia porów i zostawienia soków wewnątrz...:)
w rankingu najlepiej w tym wydaniu wypada konina i wołowina... wieprzowinie zasadniczo też nic nie brak, ale ...;)
ostatnio znów byłem na grillu u moich przyjaciół .. i tym razem królowała konina, choć w nieco inym wydaniu, ale o tym w następnym odcinku..;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)