wtorek, 28 stycznia 2014

natchniony królik...bez karczocha...;)

tak mnie natchnienie natchnęło coby sobie królika zjeść... i tak sobie myślałem, bo karczoch jeden mi się ostał i czekał na zmiłowanie, żeby go...królika znaczy w towarzystwie tego karczocha...
zadobyłem królika...znaczy połowę, a tak dokładnie to nie całą, bo kazałem mojemu ulubionemu rzeźnikowi łeb sobie zostawić, coby mi wrażeń estetycznych ma talerzu nie psuł...
wróciłem do domu i okazało się, że karczoch się zdążył zniecierpliwić i sobie poszedł...
co prawda popsuł mi tym pierwotny plan, ale postanowiłem się nie poddawać...
obsmażyłem na złoto królika na oliwie zesmaczonej anchois... wrzuciłem drobno posiekaną cebulę, gałązkę szałwii... bo królik bez szałwii to grzech przecież... i sru bianco... tubylcze oliwki z zalewy solnej... i tak sobie pomyślałem, że skoro już te oliwki to i kaparów kilka wrzucę... laur, jałowiec...
a w zastępstwie karczocha cykoria...znaczy puntarelle... pokrywka...i dusiłem, aż wydusiłem takie dobre, że aż dumny z siebie jestem...;)

a królikowi, żeby mu smutno nie było marchewki dałem ...;)

Obrazek

Obrazek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))