środa, 1 maja 2013

costine di cavallo..;)

człowiek jeść musi... szczególnie, gdy nie śpi..;)
znaczy najpierw to sobie wymyśliłem, że upiekę tartę na śniadanie... bo jakoś mi tak głodno było...
i ukręciłem sobie z jabłkami , cynamonem i cytryną... w lodówce znalazłem cytrynę w cukrze jako produkt uboczny produkcji limoncello powstałą..;)

Obrazek

ale jak tak sobie tę tartę kręciłem to pomyślałem, że przecież coś treściwszego też by się zdało zjeść..w końcu nie samą tartą człowiek żyje...
w sumie wieczorem przed samym zamknięciem sklepu byłem u mojego zaprzyjaźnionego rzeźnika... myślałem o króliku, ewentualnie kurczaku, ale wysprzedał...:(
i tak wzrok mój błądząc po ladzie zatrzymał się na żeberkach... znaczy costine di cavallo się to nazywa tutaj i już dawno się przymierzałem, ale, jako, że sposób obróbki jest dość czasochłonny odpuszczałem... wczoraj jednak poszedłem na całość..;)
wynalazłem w necie najbardziej zbliżony do mojego zapotrzebowania przepis i do boju..:D
żeberka do garnka..wysokiego raczej, żeby sobie mogły popływać..zalałem zimną wodą, wrzuciłem czerwoną cebulę, czosnek, liść laurowy, rozmaryn, selera, natkę pietruszki i kilka ziarnek pieprzu i chlusnąłem oliwy...
i gotowałem na wolnym ogniu 2 godziny...
i posoliłem..:D
i dalej gotowałem dzielnie znosząc katusze... znaczy następną godzinę..
jak wody zostało prawie tyle co nic chlusnąłem bianco, a potem passatę pomidorową...
i znowu gotowałem... godzinę...
i w końcu dane mi było zjeść...:)
Obrazek

Obrazek

warto było czekać i cieszę się, że jeszcze pół gara mam...:DDDD

2 komentarze:

Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))