dzisiaj więc korzystając z pięknej pogody i chwili wolnego czasu wybrałem się na spacer...co prawda nie do rowu, a ogródka znajomego i zaposiadłem na użytek własny cykorię...;))
umyłem jak należy...oczyściłem i wrzuciłem do gara z osoloną wodą z dodatkiem octu winnego...
po obgotowaniu odsączyłem , posiekałem (im drobniej tym lepiej)
Na oliwie od baby zeszkliłem czosnek i rzuciłem na to cykorię na kilka minut....i obficie popieprzyłem białym pieprzem...;)
jak już ładnie przeszła czosnkiem wyrzuciłem z patelni i tu popełniłem odstępstwo od oryginalnego przepisu, a mianowicie wrzuciłem resztkę farszu, który mi pozostał po robieniu arancini ...
całość posypałem obficie startym pecorino...można użyć grana...i bułką tartą, a następnie wymieszałem...
z uzyskanej masy ulepiłem kuleczki, utaplałem w jajku, obtoczyłem w bułce tartej i usmażyłem na głębokim oleju...
jeśli uda mi się nie zjeść wszystkich dzisiaj, to jutro dorobię do nich sos majonezowo-chrzanowy...;)
Fajne :) Cykorię bardzo lubię, więc czemu nie.
OdpowiedzUsuńA ja ostatnio widziałam przepis na pulpety z lampascioni. Też jestem ciekawa smaku, chociaż mogą się pojawić po nich sensacje jelitowe :). Na takie pulpeciki trochę tych cebulek jednak potrzeba...
podniosłaś mnie na duchu...:)
OdpowiedzUsuńposzedłem na lenia i nie posiekałem odpowiednio drobno, więc potem miałem problemy z formowaniem kulek...;)