w całym swoim prymitywizmie..( od primitivo...taki szczep znaczy...
winny bardzo...niektórzy znają... szczególnie jak jest di Manduria)
zapomniałem głąb jeden zakupić wczoraj butlę z gazem...
niestety w tej cywilizacji posługuję się butlowym w postaci kuchenki i piecyka...
znaczy piecyk mi stanął...tylko...znaczy za zimno jest...
to teraz tak w skrócie...
przełożyłem tę butlę z kuchenki do piecyka.. z myślą, że sobie w końcu ją rozbiorę i wyczyszczę..znaczy wykonałem nawet..:(
ale odnośnie jedzenia miałem...
znaczy wrzuciłem makaron do naczynia, kilka filecików (małe- dopisek dla
dbałych o czystość j.polskiego i eliminację zdrobnień) anchois, kilka
kaparów i oliwek ( te w sumie duże były, ale nikt nie pomyślał nad
wynalezieniem odpowiedniego określenia), natka pietruszki, oregano,
pieprz, kilka pomidorków rozłożonych na części, strużka oliwy, odrobina
wody i garstka pecorino... (garstka to takie samo cóś jak garść tylko
mniejsze, bo garść to mam ja...;P )
przykryłem to ono (naczynie znaczy ) folią aluminiową i do piekarnika na 20 minut w 180 C
no i garstka pecorino na talerzu.;)
przygotowanie tego dania zajęło mi mniej niż czas, który poświęciłem na
pisanie tego posta...było smaczne i z czystym sumieniem mogę
polecić...:)
a post ten dedykuję wszystkim, którzy z uporem maniaka twierdzą, że ktoś robi cuda, a ja nie mogę bo:
-nie umiem
-nie mam garów
-nie mam gazu
-nie mam czasu
-nie umiem robić zdjęć
ja też nie..i mam to gdzieś, bo coś jeść trzeba..;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))