w sumie miałem sobie na obiad zrobić kluski śląskie, ale niezbadane są głębie umysłu ludzkiego...
znaczy...
właśnie sobie przypomniałem, że nie kupiłem ziemniaków...
znaczy poszedłem żeby kupić te ziemniaki i mąkę żytnią...zakwas na żurek sobie chciałem..
ale tubylcy nie znają takiego zboża jak żyto..najpierw rękami, nogami,
rysunkami i wszelkimi innymi możliwymi tłumaczyłem w sklepie...
jak doprowadziłem je...znaczy ekspedientki i obecne klientki do płaczu
prawie , poradziły mi udać się do młyna.. polazłem na drugi koniec
miasta po drodze zahaczając o inne sklepy z pieczywem i
spożywcze...skutek ten sam...jedyny pożytek z wizyty w młynie to to, że
kupiłem sobie kilogram "brudnej" mąki pszennej..;)
ale..znaczy abstrahując już od mojego żurku i klusek, chciałem Wam
pokazać potrawę rodem z Sycylii, którą też należy spożywać w
towarzystwie...;)
karczochy obrać, pokroić i do gara..natka pietruszki do gara, ząbek czosnku, sól, pieprz i niewielka ilość wody...
gotowałem pod przykryciem około 10 minut..
vongole opłukałem dokładnie i rzuciłem na patelnię z oliwą zesmaczoną
ząbkiem czosnku..kazali rzucić w momencie, kiedy czosnek zacznie
zmieniać barwę...
potem srujnąłem bianco, bo wiadomo, że po alkoholu wszyscy tacy bardziej otwarci są, więc mięczaki też...;)
a jak się już otworzyły zupełnie wrzuciłem karczochy razem z sosem,
conby im smutno nie było, bo wiadomo, że jak człowiek wypije to i
towarzystwa mu trza...;)
wyregulowałem sól i pieprz i..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))