sobie dzisiaj kolację biednego włoskiego rybaka zapodałem...
znaczy cozze crude z odrobinką pecorino, kilkoma drobinkami pieprzu
tłuczonego , kroplą oliwy i balsamico, a do tego pajda mojego
zakochanego chleba, szklanica rosso i surowe puntarelle na
przegryzkę...;)
nie wiem jak komu, ale mnie nieodmiennie surowe małże kojarzą się
jednoznacznie i teraz biedny nie wiem co zrobię z nadobytą tą drogą
energią...;)
chyba chleb zagniotę, bo pół bochenka zeżarłem..:DDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz jest wprawdzie moderowany, ale zawsze mile widziany...;))