człowiek jeść musi... szczególnie, gdy nie śpi..;)
znaczy najpierw to sobie wymyśliłem, że upiekę tartę na śniadanie... bo jakoś mi tak głodno było...
i ukręciłem sobie z jabłkami , cynamonem i cytryną... w lodówce
znalazłem cytrynę w cukrze jako produkt uboczny produkcji limoncello
powstałą..;)
ale jak tak sobie tę tartę kręciłem to pomyślałem, że przecież coś
treściwszego też by się zdało zjeść..w końcu nie samą tartą człowiek
żyje...
w sumie wieczorem przed samym zamknięciem sklepu byłem u mojego
zaprzyjaźnionego rzeźnika... myślałem o króliku, ewentualnie kurczaku,
ale wysprzedał...:(
i tak wzrok mój błądząc po ladzie zatrzymał się na żeberkach... znaczy
costine di cavallo się to nazywa tutaj i już dawno się przymierzałem,
ale, jako, że sposób obróbki jest dość czasochłonny odpuszczałem...
wczoraj jednak poszedłem na całość..;)
wynalazłem w necie najbardziej zbliżony do mojego zapotrzebowania przepis i do boju..:D
żeberka do garnka..wysokiego raczej, żeby sobie mogły popływać..zalałem
zimną wodą, wrzuciłem czerwoną cebulę, czosnek, liść laurowy, rozmaryn,
selera, natkę pietruszki i kilka ziarnek pieprzu i chlusnąłem oliwy...
i gotowałem na wolnym ogniu 2 godziny...
i posoliłem..:D
i dalej gotowałem dzielnie znosząc katusze... znaczy następną godzinę..
jak wody zostało prawie tyle co nic chlusnąłem bianco, a potem passatę pomidorową...
i znowu gotowałem... godzinę...
i w końcu dane mi było zjeść...:)
warto było czekać i cieszę się, że jeszcze pół gara mam...:DDDD
Czyli żeberka z konia?
OdpowiedzUsuńtak :)
Usuń