dzisiaj przeszedłem samego siebie..znaczy w sensie, że miałem humor pod zdechłym psem i mnie nosiło..i jak mnie tak zaniosło do lodówki..i zobaczyłem cytrynę..i taka myśl mnie przeszyła..sobie spaghetti al limone walnę..a co mi tam..;)
znaczy poszedłem do sklepu po bianco..no bo jak to tak bez...
a potem to już szło jak z płatka..prawie znaczy, bo mi patelnia z gara spadywała, ale to drobiazg.;>
więc to było tak...
wlałem sobie bianco...
potem wlałem wody do gara...na makaron znaczy...
na nim postawiłem patelnię...i wrzuciłem strużynki masła... a na to starłem skórkę z jednej cytryny...
i miąchałem...;)
no i bianco..doustnie..
jak się zaczęła gotować woda...patelnię na bok...
makaron do wody...tak bardziej al dente...
potem makaron sru na patelnię...patelnię na gaz...sok z połowy cytryny, pieprz biały...coby nie było tak samo jak u Luli..;)no bo to na czas było..w połączeniu z miastem Warszawą znaczy..;)
sól, smietanę i natkę pietruszki..chwilkę pomiąchałem..
i było nadspodziewanie dobre..:))
Wyobrażam sobie jak to pachnie i... już chce mi się jeść. Dobre masz pomysły pod wpływem bianco :)))
OdpowiedzUsuńrzeczywiście pachniało...:)
Usuńdla mnie to było całkiem nowe doświadczenie kulinarne i przyznam, że satysfakcjonujące, choć nie ja jestem autorem tego przepisu...posiłkowałem się przepisami kuchni sycylijskiej..:).