znaczy to było tak...
najpierw umyłem je w zimnej wodzie...
długo...
potem sparzyłem... w sensie potrzymałem kilka minut we wrzątku..wyjąłem..
przepłukałem zimną wodą i czyściłem..
najpierw nożem...
potem raz jeszcze do wrzątku...tym razem na nieco dłużej i znów czyszczenie...
tym razem cytryną i solą..
potem dwukrotne obgotowanie...po opłukaniu oczywiście..
znaczy zastanawiałem się nad trzecim, ale po dokonaniu oględzin i obwąchaniu doszedłem do wniosku, że nie jest to konieczne..;)
w dalszej obróbce oparłem się na lokalnym przepisie znaczy z Puglii i sycylijskim z Palermo...
oczywiście z modyfikacjami i akcentem polskim...:DDD
przygotowałem sobie selera, cebulę, czosnek, marchew i liść laurowy i pieprz wg powyższych przepisów
i rzuciłem to na oliwę... na końcu dodając pokrojone flaki i od siebie
ziele angielskie, majeranek i imbir... (ukłon w stronę Radka)
podsmażyłem to mieszając, żeby się nie zjarało i chlusnąłem rosso, a jak się zredukowało dodałem passatę pomidorową...:)
i w tym momencie przewaliłem to z patelni do gara, dodając wody...
zagotowałem, przykryłem i na minimalnym ogniu właśnie dochodzi...
wg oryginalnego przepisu zalecają postawić w pobliżu pieca..tak, żeby
sobie lekko pyrkotało w kamionkowym naczyniu..ale nie mam..ani naczynia,
ani pieca..:D
w połowie gotowania dodaje się ziemniaki.ale trzeba tak kombinować, żeby ich nie rozgotować..:)
w końcowym akcie...
bo jak to mówią końcówka najważniejsza natka pietruszki i pecorino, bądź
parmezan..znaczy nie wrzuciłem do gara sera, a tylko na talerz..:)
niby to końskie flaki, ale podejrzewam, że wołowe byłyby równie smaczne..;)
Bardzo ciekawe danie, warto byłoby spróbować takiej wersji zupełnie odmiennej od tego z czym mamy w Polsce zwykle do czynienia.
OdpowiedzUsuń